wtorek, 31 marca 2015

Taco Tyrmand

Taco Hemingway zabierze Was w nocną wyprawę po współczesnej Warszawie przeplataną skitami z Polskiej Kroniki Filmowej. "Słowa kluczowe: złamane serca, Warszawa, alkohol, papierosy, kalafiory, PZPN".

Taco Hemingway fot. Jonasz Tołopiło. Metro Warszawa
Trochę wstyd, że Taco Hemingway dotarł do mnie  dopiero teraz, podczas gdy jego "Trójkąt  warszawski" już w grudniu został uznany przez  Piotra  Plucińskiego (Z górnej półki) jedną z  najlepszych płyt kończącego się roku. N a swoje usprawiedliwienie mogę mieć jedynie to, że kultura hip-hopu nie jest mi  szczególnie bliska. Na  szczęście dałam się namówić na "Trójkąt..." przez  kolegę, który zachwalał go mówiąc, że płyta ma w  sobie coś z Tyrmanda. Fakt, coś w tym jest, dawno nikt tak nie pisał o Warszawie. Albumu słucha się rewelacyjnie, a to, co na nim szczególnie urzeka, to teksty, przemyślane i świeże jednocześnie, z inteligentnymi i nieoczywistymi skojarzeniami.

"Trójkąt warszawski" to wędrówka po nocnej  Warszawie, spacer chwiejnym krokiem przez  istniejące i zamknięte już kultowe stołeczne lokale,  podczas której mijamy na swojej drodze pijane  dzieciaki "gubiące swoje upiory", naćpane studentki  "oczekujące cudu", beznadziejnie zakochanych w  nich kolesi oraz kolesi szukających przygody na jedną noc.
Sam artysta nazywa swoją płytę "fabularną" i nie ma w tym przesady. Każda piosenka to inny rozdział opowieści o tytułowym "trójkącie" - zakochanym chłopaku, jego "eks" i "warszawskim łotrze", nazywanym "na potrzeby rymu Piotrkiem". Głównym przewodnikiem po tym świecie jest ten pierwszy z trójkąta, to jest nasz podmiot liryczny (przynajmniej w większości piosenek), który wędruje przez miasto nocą mając nadzieję spotkać swoją byłą dziewczynę. To on wprowadza nas w sytuację ("Szlugi i kalafiory"), opisuje Warszawę, jako miasto, w którym "nikt już nie tańczy", jest za to alkohol, są narkotyki i jest seks, jako główna siła napędowa nocnego życia ("Marsz, marsz"). Przegląd nocnych miejscówek stolicy zapewnią nam również on, w kawałku-przerywniku oraz "ten trzeci" w "Trójkącie". 
Jeden z dwóch najmocniejszych punktów na płycie to kawałek "Wszystko jedno", który mistrzowsko ukazuje miałkość klubowego życia, odartego z pozornego blichtru, gdzie pełne nadziei dziewczyny "piękne jak lalki Barbie pod koniec tańców wyglądają jak laleczki voodoo". Jest też "książę", "filet mignon" i Jude Law w jednym, którego atrybuty to Ray-Bany, mieszkanie w Centrum i Taxi Grosik. Klub w tym numerze to miejsce tragedii w czterech aktach, gdzie rolę refrenu pełni komentarz "chóru", jak w teatrze antycznym (chór jest oczywiście - i chyba na szczęście - umowny, bo jednoosobowy, ale pełniona przez niego rola taka, jak w antyku). Czy ona ma do niego jechać? Czy on ma sięgnąć po kolejną butelkę? "Wszystko jedno" - odpowiada chór, wasz los był już przesądzony wcześniej tego wieczoru, wasze działania i tak już dawno nie są efektem waszych decyzji. Tej nocy nastąpi koniec niewinności, "Ja. Umrę dziś, a ty ze mną".
źródło: http://www.tacohemingway.com/
Drugim rewelacyjnym kawałkiem jest "Mięso", pijacka ballada o utraconej miłości. Przez głowę podmiotu lirycznego, spędzające kolejne godziny w (a jakże!) Planie B w oczekiwaniu na ukochaną, która nie przychodzi przebiega kawalkada myśli. A więc mamy tu rozważania o życiu, przeplatane wyrzutami i prośbami skierowanymi do byłej dziewczyny, następnie przechodzące w nienawiść do uśmiechniętych pięknych dwudziestoletnich z białymi zębami, którzy kompletnie zdają się nie widzieć jakiej tragedii są świadkami ("Obok antyczny chór ma stać"), by następnie przekierować tę złość na "eks", do której już po chwili zwraca się błagalnym tonem: "Ciągle czekam. Plac Zbawiciela, chodź zbawić mnie". Całości dopełniają melancholijny refren i odrobinę psychodeliczny bit (mam wrażenie, że wykorzystano w nim fragment ścieżki dźwiękowej z "Dziecka Rosemary" autorstwa Krzysztofa Komedy, choć pewności nie mam), który świetnie brzmi i idealnie podkreśla tekst "od szaleństwa ciut-ciut, w mózgu chłód i brud".

Ostatni kawałek, "900729" jest swoistym prologiem historii opowiedzianej na płycie, w którym postaci podmiotu lirycznego i artysty przenikają się nawzajem. A poniższy fragment z ostatniej zwrotki ma spore szanse stać się hymnem dzisiejszych dwudziesto- i trzydziestoparolatków, którzy za wszelką cenę nie chcą dorosnąć, nie tylko tych z "Placu Hipstera":

"Moi znajomi robią biznes a ja wciąż jestem nikim.
Cywilizują się nagminnie, a ja wciąż jestem dziki.
Do szafy schowali vansy, powoli noszą trzewiki
i poważnieją, nazywają nagle ‘moczem’ swe siki."

 Cały album póki co do ściągnięcia ze strony projektu. Krążek w bardziej materialnej formie miał premierę 27 marca w klubokawiarni Chłodna 25, w tym tygodniu ma ruszyć sprzedaż wysyłkowa.

Taco Hemingway "Trójkąt warszawski". Okładka płyty.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz